Można
nazwać te zawody zgrupowaniem naszej „Sekcji Kolarskiej”, istniejemy od roku
2006 i takiego spotkania z kolarstwem MTB nie mieliśmy. Wybraliśmy dystans Mega
nieco krótszy od standardowego dystansu „Classic”.
Wyścig liczył 4 etapy, w których
wjeżdżaliśmy na takie szczyty jak: Stożek, Czantoria, Orłowa, Trzy Kopce, Smrekowiec,
Malinowska Skała, Girowa, Rycerzowa.
Były jeszcze Klimczok, Kotarz, Javorovy ale
to dla dystansu classic.
Zawody bez problemów to nie zawody,
i tak: Grześ miał problemy z oponą pierwszego dnia, Mariusz jechał dwa dni na
zablokowanym amortyzatorze bo puścił zawór i nie można było dopompować, ja
miałem tuż przed metą przebitą dętkę na ostatnim etapie i problemy z montażem bo aż 44minuty.
Opiszę jak wyglądały te zawody
moimi oczyma.:
ETAP
1 Dystans 63,6km oraz przewyższenia
2500m
Start z Istebnej od miejsca
zakwaterowania mieliśmy jakieś 0,8km z górki. Ustawiliśmy
się w połowie stawki. W tym dniu jeden dystans dla
wszystkich i od razu widać kto jak jeździ, czy to
podjazdy czy też technicznie. Na dzień dobry wspinamy się na
stożek, trasa lekko pod górę drogą asfaltową i po kilku
kilometrach wjeżdżamy na szuter by po chwili wąskim
technicznym korytem podjeżdżać na wysokość prawie 900m.npm. Ja
raczej z tyłu chłopcy Grzegorz
i Mariusz z przodu i za nimi Piotrek jeszcze między Piotrkiem a mną był
Grzegorz Z. ale on jechał i tak dystans classic.
Zaraz za schroniskiem na Stożku był
ostry zjazd i widać pierwszych pechowców, jeden miał poważne problemy jechał na
samej feldze, przy schronisku zauważyłem chłopaków z JCI, którzy przyjechali na
trening (pierwszy raz w górach w terenie) Marcin, Tomek i „Iżik”.
Jechaliśmy grzbietem gór, Mały Stożek
później
Soszów i
przed Czantorią odbiliśmy w lewo na ścieżkę po stronie czeskiej tak by wyjechać
za szczytem zaraz przy czeskim schronisku. Teraz mieliśmy szeroką ścieżkę w dół
by podjechać na Poniwiec i na
Małą Czantorię gdzie jakimiś zaroślami dojeżdżamy do szlaku żółtego i zjeżdżamy
do Ustronia pod kolejkę na Polanie. Tu był pierwszy punkt odżywczy dużo owoców,
banany, grapefruty,
pomarańcze i czasami arbuzy. Ze słodyczy jakieś ciastka i suszone owoce, coś do
picia woda i iso.
Załadowaliśmy iso do
bidonu i dalej w drogę tym bardziej że zbliżaliśmy się do półmetku. Ciągle jadę
sam aż tu nagle na podjeździe przed Beskidkiem Grzegorz
coś tam robi z rowerem, zatrzymuje się i próbujemy razem coś zaradzić.
Potrzebne jest usztywnienie opony zaraz przy feldze, co tam dać?
Zaraz, może
karta z jakiegoś sklepu da radę. Wyciągam kartę z niezapominajki i pakujemy ją
pomiędzy oponę a dętkę, pompujemy i dalej w drogę Grześ spokojnie, co jakiś
czas dopompowuje ja jadę tak żeby mógł mnie dojść. Podjazd od przegibka na
rozdroże prowadzę bo jeszcze nigdy tam nie wjechałem, co nie sprawiło żadnych
trudności Grześkowi, ma chłopak dynamit w nogach. Dalej staramy się jechać tak
żebym mógł kontrolować stan powietrza w kole koledze. Zbliża się podjazd
kamienny przy schronisku Orłowa, jeszcze nigdy go nie zrobiłem, zapowiadam
Grześkowi że muszę go zrobić na kole. W połowie przy końcu ogrodzenia tracę
równowagę ale zdążyłem się złapać ogrodzenia i jadę dalej bez schodzenia z
roweru, jest, dałem radę. Jedziemy i tak sobie rozmawiamy ja narzekam że mnie
boli głowa, za podjazdem za Zakrzoskiem
jakaś chatka, decyzja jednogłośna piwko i kawa. Podczas montowania koła strata
18minut, tu już ok 38minut. Kawa smakowała, piwo także. Jedziemy dalej co
chwilę mijamy osoby, jedzie się o wiele lepiej.
Jedziemy bez żadnych problemów dość
żwawo i nagle na wysokości ośrodka Cieników Grzesiowi ponawia się kontuzja
opony, co robimy w takim przypadku? Ja idę po piwo a Grześ ściąga w tym czasie
koło i przy orzeźwiającym napoju walczymy z oponą. Musimy trochę podszlifować
kartę bo się złamała, ale przyznać trzeba że sprawdziła się w roli usztywniacza
opony. Romek dał Grzesiowi dętkę połataną chyba 8 krotnie, wyciągamy łatki i
kleimy dwie dętki ale zakładamy tę Grzesia ponieważ będzie pewniejsza. Ruszamy
w drogę po ok 25minutach i nagle kolejny postój tym razem na siku. Odważnie
radzimy sobie na zjazdach i do mety zostało tylko 5 km jest wszystko w porządku
z oponką i możemy spokojnie dojechać. Stawiamy się na mecie po 6 godzinach i 16
minutach. Piotrek przyjechał po 5 godzinach i jednej minucie, natomiast Mariusz
potrzebował 4 godziny i 43 minuty.
ETAP II
Dystans
50km + dojazd 17km do Jablonkova
przewyższenia 2100m
Start oficjalny w Istebnej jako
przejazd honorowy do miejscowości Jablonkov w czechach.
Start wspólny natomiast przed Jaworovym Mega
odbiło w lewo by jechać w stronę mety, która była w
Istebnej. Classic kierowało się właśnie na szczyt Javorovy
(znany nam z biegu górskiego Perun). Szlaki w
górach czeskich są trudne, dużo technicznych singli, zjazdów jak również podjazdów, ale to chyba najbardziej
lubimy w MTB.
Dla mnie ten etap był chyba
najlepszym, jechało się bez problemowo i jak na moje możliwości dobrze. Nawet próbowałem ścigać się z
chłopakami. Na jednym z podjazdów pognałem przed Romkiem,
dojechałem do Mariusza i również wjechałem mu na ambicję, Grzesia tylko
widziałem, dokładnie jego plecy, zresztą Mariusz dostał takiego „spida” że
także oglądałem tylko jego plecy, po jakiejś chwili również
Romek pomknął do przodu a ja odczuwałem jakiś ból w placach, który towarzyszył mi do
końca zawodów. W pewnym momencie opadłem całkowicie z sił, więc postanowiłem
zmienić geometrię, przesunąłem trochę siedzisko do przodu. Trochę pomogło
ale ból nie ustępował, często żeby dać odpocząć plecom zamiast podjeżdżać normalnie
szedłem. Zacząłem się trochę ścigać po bufecie gdzie mijałem się z grupom Gomola, ale znowu
sił starczyło zaledwie na może 10 km i powietrze uszło. W tym etapie końcówka
obfitowała w dużo nawierzchni asfaltowej
i jechało mi się lepiej, bo tylko tak jeżdżę.
Końcówka to jazda za jakąś kobietą jak się
okazało była 2, przed dojazdem do mety zaczęły
się techniczne zjazdy wąskie i rozjeżdżone z suchymi koleinami, a na koniec
wisienka na torcie, techniczny zjazd po korzeniach. Jak się okazało to jest ten
kultowy zjazd w Istebnej, naprawdę mrożące
krew w żyłach.
W II etapie cała nasza grupka
wypadła przyzwoicie w końcu 2 raz z rzędu ponad 60 km w górach i tak: Mariusz zajął 19 miejsce z czasem
3:37:05 w sumie liczony czas dopiero do strony czeskiej czyli jakieś 50km. Kolejny na mecie zameldował się
Piotrek z czasem 3:47:08 na miejscu 27 i na kolejnym miejscu był Grzegorz z
czasem 3:47:25, no a ja Tomek byłem dalej na 53 miejscu z czasem pół godziny
gorszym 4:16:57. Przedstawię jakieś zdjęcia.
ETAP
III Dystans
już krótszy bo 43 km i tu na nas czekała góra Ochodzita jak
i również początek Rycerzowej.
Przewyższenia już niższe 1800m. Meta była zaraz za Ochodzitą i
pozostało jeszcze ok 10km
do Istebnej ale tym razem już z
górki. Po profilu widać jak wyglądał ten etap dość interwałowy.
Ruszyliśmy z Istebnej rano o 9 głównie asfaltowymi
drogami aż do Ochodzitej a na szczyt już wjeżdżaliśmy
płytami, które tego dnia były największa zmorą. Tuż za
szczytem pamiętałem dość trudny technicznie zjazd i tak też
było, jechaliśmy w stronę Zwardonia i dalej kierowaliśmy się
na Rycerzową tyle
że dla dystansu Mega nie było dane
pokonać tego szczytu, a jedynie przejechać grzbietem tuż
przed Rycerką i dalej
na Rachowiec i
przecinając drogę S69 kierowaliśmy się ponownie w stronę Ochodzitej,
gdzie czekały nas ciekawe zjazdy, najbardziej zdradliwe były te po trawie. W
tym dniu Romek przed startem skręcił lekko stopę ale dał radę jechać, natomiast
Mariuszowi wysiadł amortyzator i musiał jechać na blokadzie. Ja w dalszym ciągu
narzekałem na plecy co nasilało się pod koniec etapu, tym bardziej że było dużo
sztywnych podjazdów. Jak wypadliśmy na mecie?
Najlepiej z nas pojechał Mariusz z
czasem 2:58:06 zajął 18, następny był 26 Grzegorz z czasem 3:03:30 zaraz za nim
Piotrek 29 m-ce a czas 3:08:32, natomiast ja zamykałem tyły z czasem 3:46:52
zająłem miejsce 69. Ogólnie Mariusz w swojej kategorii wiekowej jest na 5
miejscu i chyba tak zostanie bo ma trochę straty do 4 miejsca dokładnie 20
minut. Co jakiś czas łapią skurcze i widać już zmęczenie organizmu, dokuczają
plecy, no i chyba parują procenty J.
ETAP
IV dystans
podobny do wczorajszego 42 km przewyższeń 1800m, głównym szczytem jest Klimczok
ale tylko dla dystansu Classic, my tylko
wspinamy się na
Kubalonkę, później jedziemy do
Wisły i wspinamy się na Nową osadę później na Smrekowiec i Grabową (my już jedziemy bokiem),
przecinamy Przełęcz Salmopolską,
jedziemy zboczem Malinowskiej skały i zjeżdżamy do
Roztoki by po chwili wspinać się na Cieńków i
zjeżdżamy do Wisły
na zaporę i tu kierujemy się w
stronę zameczku, później na Kubalonkę i zjazd do
Istebnej. Jak wyglądał przebieg trasy tego
dnia. Fajnie się jechało do momentu zakorkowanego wąwozu,
trudny techniczny zjazd i to
przyhamowało trochę zapędy niektórych bikerów.
Część oczywiście nie zachwycona bo oni chcą się
ścigać ale do ścigania to były 3 poprzednie dni ten należy już tylko dojechać.
Ja jechałem w końcówce stawki tak też ustawiłem się w sektorze, gdyż miałem tappowane
plecy. Jechało się trochę lepiej, może gdybym wcześniej skorzystał z tej usługi
było by lepiej, ale nie ma co gdybać. Taki fajny etapik
podjąłem decyzję że zaatakuję dopiero po Przełęczy Salmopolskiej i
tak też uczyniłem, odszedłem grupce z którą się trzymałem, o dziwo szybko
jechałem na samych zjazdach no i na podjazdach powiększałem przewagę. Tak jazda
w górach kształtuje technikę i odwagę przy zjazdach, był progres. Jechałem na
czas 3:30 aż tu nagle przed zameczkiem coś ucieka tylne koło, próbuję wymienić
dętkę coś ciężko idzie ok 20 minut i zonk, powietrze uchodzi dalej. Znowy
ściąganie ciasnej opony, i wymiana na dętkę trekkingową taką do 1,8”, tego nie
da się założyć, to się nie uda. W końcu jakoś założyłem napompowałem i miałem
spore bicie góra dół, ale tak już do mety można dojechać. Straciłem 45minut, to
jakaś masakra. Ważne że udało się szczęśliwie ukończyć te zawody. Z naszej 4
wygrał oczywiście Mariusz z czasem 3:03:36 na 17 miejscu, później był Grzegorz
3:05:32 na miejscu 22, następnie Piotrek 33 z czasem 3:14:32, no i ja jak już
wszystkich przyzwyczaiłem końcóweczka 74
miejsce z czasem 4:17:17.
Ostatecznie w klasyfikacji
generalnej:
Mariusz 22 open i M2 5 m-ce całość
14:21:38
Piotrek 29 open i M3 12 m-ce całość
15:11:19
Grzegorz 45 open i M3 18 m-ce
całość 16:12:59
Tomasz 66 open i M3 28 m-ce całość
18:37:36
Jakieś zdjęcia:
Po tym MTB Trophy nie wsiadłem na rower górski tak po za Tyskim Triathlonem (był Duathlon), nawet nie skorzystałem z corocznego BBM w Bieruniu, który był dzisiaj 13.09.2014r. Jeszcze coś wyskrobię o Czwórboju i Tyskim Duathlonie, ale to w nowym poście.