To właśnie ja

To właśnie ja
Celnik

sobota, 13 września 2014

MTB Trophy

Można nazwać te zawody zgrupowaniem naszej „Sekcji Kolarskiej”, istniejemy od roku 2006 i takiego spotkania z kolarstwem MTB nie mieliśmy. Wybraliśmy dystans Mega nieco krótszy od standardowego dystansu „Classic”.
Wyścig liczył 4 etapy, w których wjeżdżaliśmy na takie szczyty jak: Stożek, Czantoria, Orłowa, Trzy Kopce, Smrekowiec, Malinowska Skała, Girowa, Rycerzowa. Były jeszcze Klimczok, Kotarz, Javorovy ale to dla dystansu classic.

Zawody bez problemów to nie zawody, i tak: Grześ miał problemy z oponą pierwszego dnia, Mariusz jechał dwa dni na zablokowanym amortyzatorze bo puścił zawór i nie można było dopompować, ja miałem tuż przed metą przebitą dętkę na ostatnim etapie i problemy z montażem bo aż 44minuty.
Opiszę jak wyglądały te zawody moimi oczyma.:
ETAP 1 Dystans 63,6km oraz przewyższenia 2500m

Start z Istebnej od miejsca zakwaterowania mieliśmy jakieś 0,8km z górki. Ustawiliśmy się w połowie stawki. W tym dniu jeden dystans dla wszystkich i od razu widać kto jak jeździ, czy to podjazdy czy też technicznie. Na dzień dobry wspinamy się na stożek, trasa lekko pod górę drogą asfaltową i po kilku kilometrach wjeżdżamy na szuter by po chwili wąskim technicznym korytem podjeżdżać na wysokość prawie 900m.npm. Ja raczej z tyłu chłopcy Grzegorz i Mariusz z przodu i za nimi Piotrek jeszcze między Piotrkiem a mną był Grzegorz Z. ale on jechał i tak dystans classic. Zaraz za schroniskiem  na Stożku był ostry zjazd i widać pierwszych pechowców, jeden miał poważne problemy jechał na samej feldze, przy schronisku zauważyłem chłopaków z JCI, którzy przyjechali na trening (pierwszy raz w górach w terenie) Marcin, Tomek i „Iżik”. Jechaliśmy grzbietem gór, Mały Stożek później Soszów i przed Czantorią odbiliśmy w lewo na ścieżkę po stronie czeskiej tak by wyjechać za szczytem zaraz przy czeskim schronisku. Teraz mieliśmy szeroką ścieżkę w dół by podjechać na Poniwiec i na Małą Czantorię gdzie jakimiś zaroślami dojeżdżamy do szlaku żółtego i zjeżdżamy do Ustronia pod kolejkę na Polanie. Tu był pierwszy punkt odżywczy dużo owoców, banany, grapefruty, pomarańcze i czasami arbuzy. Ze słodyczy jakieś ciastka i suszone owoce, coś do picia woda i iso. Załadowaliśmy iso do bidonu i dalej w drogę tym bardziej że zbliżaliśmy się do półmetku. Ciągle jadę sam aż tu nagle na podjeździe przed Beskidkiem Grzegorz coś tam robi z rowerem, zatrzymuje się i próbujemy razem coś zaradzić. Potrzebne jest usztywnienie opony zaraz przy feldze, co tam dać? Zaraz, może karta z jakiegoś sklepu da radę. Wyciągam kartę z niezapominajki i pakujemy ją pomiędzy oponę a dętkę, pompujemy i dalej w drogę Grześ spokojnie, co jakiś czas dopompowuje ja jadę tak żeby mógł mnie dojść. Podjazd od przegibka na rozdroże prowadzę bo jeszcze nigdy tam nie wjechałem, co nie sprawiło żadnych trudności Grześkowi, ma chłopak dynamit w nogach. Dalej staramy się jechać tak żebym mógł kontrolować stan powietrza w kole koledze. Zbliża się podjazd kamienny przy schronisku Orłowa, jeszcze nigdy go nie zrobiłem, zapowiadam Grześkowi że muszę go zrobić na kole. W połowie przy końcu ogrodzenia tracę równowagę ale zdążyłem się złapać ogrodzenia i jadę dalej bez schodzenia z roweru, jest, dałem radę. Jedziemy i tak sobie rozmawiamy ja narzekam że mnie boli głowa, za podjazdem za Zakrzoskiem jakaś chatka, decyzja jednogłośna piwko i kawa. Podczas montowania koła strata 18minut, tu już ok 38minut. Kawa smakowała, piwo także. Jedziemy dalej co chwilę mijamy osoby, jedzie się o wiele lepiej.

Jedziemy bez żadnych problemów dość żwawo i nagle na wysokości ośrodka Cieników Grzesiowi ponawia się kontuzja opony, co robimy w takim przypadku? Ja idę po piwo a Grześ ściąga w tym czasie koło i przy orzeźwiającym napoju walczymy z oponą. Musimy trochę podszlifować kartę bo się złamała, ale przyznać trzeba że sprawdziła się w roli usztywniacza opony. Romek dał Grzesiowi dętkę połataną chyba 8 krotnie, wyciągamy łatki i kleimy dwie dętki ale zakładamy tę Grzesia ponieważ będzie pewniejsza. Ruszamy w drogę po ok 25minutach i nagle kolejny postój tym razem na siku. Odważnie radzimy sobie na zjazdach i do mety zostało tylko 5 km jest wszystko w porządku z oponką i możemy spokojnie dojechać. Stawiamy się na mecie po 6 godzinach i 16 minutach. Piotrek przyjechał po 5 godzinach i jednej minucie, natomiast Mariusz potrzebował 4 godziny i 43 minuty.
ETAP II Dystans 50km + dojazd 17km do Jablonkova przewyższenia 2100m  

Start oficjalny w Istebnej jako przejazd honorowy do miejscowości Jablonkov w czechach. Start wspólny natomiast przed Jaworovym Mega odbiło w lewo by jechać w stronę mety, która była w Istebnej. Classic kierowało się właśnie na szczyt Javorovy (znany nam z biegu górskiego Perun). Szlaki w górach czeskich są trudne, dużo technicznych singli, zjazdów jak również podjazdów, ale to chyba najbardziej lubimy w MTB.
Dla mnie ten etap był chyba najlepszym, jechało się bez problemowo i jak na moje możliwości dobrze. Nawet próbowałem ścigać się z chłopakami. Na jednym z podjazdów pognałem przed Romkiem, dojechałem do Mariusza i również wjechałem mu na ambicję, Grzesia tylko widziałem, dokładnie jego plecy, zresztą Mariusz dostał takiego „spida” że także oglądałem tylko jego plecy, po jakiejś chwili również Romek pomknął do przodu a ja odczuwałem jakiś ból w placach, który towarzyszył mi do końca zawodów. W pewnym momencie opadłem całkowicie z sił, więc postanowiłem zmienić geometrię, przesunąłem trochę siedzisko do przodu. Trochę pomogło ale ból nie ustępował, często żeby dać odpocząć plecom zamiast podjeżdżać normalnie szedłem. Zacząłem się trochę ścigać po bufecie gdzie mijałem się z grupom Gomola, ale znowu sił starczyło zaledwie na może 10 km i powietrze uszło. W tym etapie końcówka obfitowała w dużo nawierzchni asfaltowej
 i jechało mi się lepiej, bo tylko tak jeżdżę. Końcówka to jazda za jakąś kobietą jak się
 okazało była 2, przed dojazdem do mety zaczęły się techniczne zjazdy wąskie i rozjeżdżone z suchymi koleinami, a na koniec wisienka na torcie, techniczny zjazd po korzeniach. Jak się okazało to jest ten kultowy zjazd w Istebnej, naprawdę mrożące
 krew w żyłach. 
W II etapie cała nasza grupka wypadła przyzwoicie w końcu 2 raz z rzędu ponad 60 km w górach i tak: Mariusz zajął 19 miejsce z czasem 3:37:05 w sumie liczony czas dopiero do strony czeskiej czyli jakieś 50km. Kolejny na mecie zameldował się Piotrek z czasem 3:47:08 na miejscu 27 i na kolejnym miejscu był Grzegorz z czasem 3:47:25, no a ja Tomek byłem dalej na 53 miejscu z czasem pół godziny gorszym 4:16:57. Przedstawię jakieś zdjęcia.
ETAP III Dystans już krótszy bo 43 km i tu na nas czekała góra Ochodzita jak i również początek Rycerzowej. Przewyższenia już niższe 1800mMeta była zaraz za Ochodzitą i pozostało jeszcze ok 10km 

do Istebnej ale tym razem już z górki. Po profilu widać jak wyglądał ten etap dość interwałowy. Ruszyliśmy z Istebnej rano o 9 głównie asfaltowymi drogami aż do Ochodzitej a na szczyt już wjeżdżaliśmy płytami, które tego dnia były największa zmorą. Tuż za szczytem pamiętałem dość trudny technicznie zjazd i tak też było, jechaliśmy w stronę Zwardonia i dalej kierowaliśmy się na Rycerzową tyle że dla dystansu Mega nie było dane pokonać tego szczytu, a jedynie przejechać grzbietem tuż przed Rycerką i dalej
na Rachowiec i przecinając drogę S69 kierowaliśmy się ponownie w stronę Ochodzitej, gdzie czekały nas ciekawe zjazdy, najbardziej zdradliwe były te po trawie. W tym dniu Romek przed startem skręcił lekko stopę ale dał radę jechać, natomiast Mariuszowi wysiadł amortyzator i musiał jechać na blokadzie. Ja w dalszym ciągu narzekałem na plecy co nasilało się pod koniec etapu, tym bardziej że było dużo sztywnych podjazdów. Jak wypadliśmy na mecie?
Najlepiej z nas pojechał Mariusz z czasem 2:58:06 zajął 18, następny był 26 Grzegorz z czasem 3:03:30 zaraz za nim Piotrek 29 m-ce a czas 3:08:32, natomiast ja zamykałem tyły z czasem 3:46:52 zająłem miejsce 69. Ogólnie Mariusz w swojej kategorii wiekowej jest na 5 miejscu i chyba tak zostanie bo ma trochę straty do 4 miejsca dokładnie 20 minut. Co jakiś czas łapią skurcze i widać już zmęczenie organizmu, dokuczają plecy, no i chyba parują procenty J.
ETAP IV dystans podobny do wczorajszego 42 km przewyższeń 1800m, głównym szczytem jest Klimczok ale tylko dla dystansu Classic, my tylko wspinamy się na

Kubalonkę, później jedziemy do Wisły i wspinamy się na Nową osadę później na SmrekowiecGrabową (my już jedziemy bokiem), przecinamy Przełęcz Salmopolską, jedziemy zboczem Malinowskiej skały i zjeżdżamy do Roztoki by po chwili wspinać się na Cieńków i zjeżdżamy do Wisły
na zaporę i tu kierujemy się w stronę zameczku, później na Kubalonkę i zjazd do Istebnej. Jak wyglądał przebieg trasy tego dnia. Fajnie się jechało do momentu zakorkowanego wąwozu,
trudny techniczny zjazd i to przyhamowało trochę zapędy niektórych bikerów. Część oczywiście nie zachwycona bo oni chcą się ścigać ale do ścigania to były 3 poprzednie dni ten należy już tylko dojechać. Ja jechałem w końcówce stawki tak też ustawiłem się w sektorze, gdyż miałem tappowane plecy. Jechało się trochę lepiej, może gdybym wcześniej skorzystał z tej usługi było by lepiej, ale nie ma co gdybać. Taki fajny etapik podjąłem decyzję że zaatakuję dopiero po Przełęczy Salmopolskiej i tak też uczyniłem, odszedłem grupce z którą się trzymałem, o dziwo szybko jechałem na samych zjazdach no i na podjazdach powiększałem przewagę. Tak jazda w górach kształtuje technikę i odwagę przy zjazdach, był progres. Jechałem na czas 3:30 aż tu nagle przed zameczkiem coś ucieka tylne koło, próbuję wymienić dętkę coś ciężko idzie ok 20 minut i zonk, powietrze uchodzi dalej. Znowy ściąganie ciasnej opony, i wymiana na dętkę trekkingową taką do 1,8”, tego nie da się założyć, to się nie uda. W końcu jakoś założyłem napompowałem i miałem spore bicie góra dół, ale tak już do mety można dojechać. Straciłem 45minut, to jakaś masakra. Ważne że udało się szczęśliwie ukończyć te zawody. Z naszej 4 wygrał oczywiście Mariusz z czasem 3:03:36 na 17 miejscu, później był Grzegorz 3:05:32 na miejscu 22, następnie Piotrek 33 z czasem 3:14:32, no i ja jak już wszystkich przyzwyczaiłem końcóweczka 74 miejsce z czasem 4:17:17.
Ostatecznie w klasyfikacji generalnej:
Mariusz 22 open i M2 5 m-ce całość 14:21:38
Piotrek 29 open i M3 12 m-ce całość 15:11:19
Grzegorz 45 open i M3 18 m-ce całość 16:12:59
Tomasz 66 open i M3 28 m-ce całość 18:37:36
Jakieś zdjęcia:
Po tym MTB Trophy nie wsiadłem na rower górski tak po za Tyskim Triathlonem (był Duathlon), nawet nie skorzystałem z corocznego BBM w Bieruniu, który był dzisiaj 13.09.2014r. Jeszcze coś wyskrobię o Czwórboju i Tyskim Duathlonie, ale to w nowym poście.

Kolejne zmagania oraz treningi

Duathlon Żyrowa 24.05.2014
Wybieramy się w trójkę Marek, Grzegorz i Ja była jeszcze duża rzesza tyszan, którzy zresztą rządzili na trasie. Wypadliśmy całkiem dobrze ale ja raczej skróciłem trasę rowerową. Grzegorz 4 w swojej kategorii M3, ja również 4 w kategorii M4. Jak to wszystko wyglądało?
Bieg: Od początku lekki podbieg ale w połowie pierwszego kilometra podbieg ciężki wymagający podobno nachylenie miejscami 25%, biegliśmy do Ruin i skręcaliśmy w lewo w kierunku ambony do zbiegu. Po dość przyjemnym wąwozie biegliśmy do wąskiego przesmyku by krętą drogą raz w górę raz w dół i przez kłody na drodze dotrzeć do zmiany na rower. Czas jaki miałem po tych nie całych 4km to 20minut.
Rower: W miarę szybka strefa zmian widząc konkurentów podczas gdy biegłem a oni zaczynali rower, oceniłem że dystans jest do zniwelowania na rowerze ale tak mi się tylko wydawało. Starałem się zrobić mocny rower ale chyba to nie był dobry dzień, jechałem jak zwykle zachowawczo, co prawda wyprzedziłem Motylopa ale szło mi kiepsko. Trasa pokrywała się z tą z przed roku ale była wydłużona do 18km choć na 3 kilometry przed metą można było sporo skrócić i chyba dużo zawodników tak zrobiło. Mój Garmin jako że jest reanimowany zarejestrował mi tylko bieg, natomiast rower chyba na jakimś zjeździe rozłączyły się dwa elementy i całkiem się wyłączył. Mam tracka od Grzesia:





Widać że jazda na szosie i nagła zmiana na górala nic nie daje, nogi nie przyzwyczajone do oporów na terenowym rowerze. Trzeba także się zaadoptować, tak też zrobiłem bo przecież zbliżał się wyścig MTB Trophy.
Następnego dnia 25.06.2014r. pojechałem szosową trasę do Piekar właśnie na Gary-m, było ciężej niż na szosie ale coś za coś. Wybraliśmy się na Pielgrzymkę mój tata, Marcin i Ja ale dołączyli do nas chłopaki z TSR oraz Robert z synem. W sumie mieliśmy jechać wolno ale młody tak podkręcił tempo że chłopaki z TSR zostali z tyłu a my w 5 jechaliśmy trochę szybciej. Jak zwykle ulokowaliśmy się na wzgórzu za bazyliką. Po mszy zeszliśmy i tam spotkaliśmy Lokiego no i grupę TSR. Wtedy już jechaliśmy razem, choć też nie do końca. Ja zostałem z grupą natomiast Młody z Robertem i moim tatą pojechali szybciej, bo ich suszyło. Ominęliśmy Starganiec i co roczny postój, więc pomknęliśmy prosto do Tychów.
31.05.2014 Brama na Ślubie Imieloka
Pojawiliśmy się tylko we 2 Romek i ja, podjechaliśmy na Klimont, przyblokowaliśmy samochód Młodej Pary i wymieniliśmy bidony na inny napój tj. wodę ognistą. Młody musiał się wykupić, musiał zrobić pętelkę na Klimoncie po parkingu. Nie zostaliśmy na mszy tylko zrobiliśmy sobie trening po okolicznych pagórkach. 


.

wtorek, 20 maja 2014

Rok następny czyli 2014

Co będziemy robić?
Miało nie być startów tylko trening i jeszcze raz trening. Ale przecież każde zawody mogą być najlepszą formą treningu i tak też jest u mnie.
Skupiłem się na bieganiu terenowo - górskim, również rower w postaci szosa ale pojawi się także MTB.
Styczeń
Biegowo rozpocząłem ambitnie od długich wybiegań w tym górski trening wraz z Grzesiem 6.01
i wtedy poczułem pewien dyskomfort a mianowicie ból w okolicach achillesa. Miałem biegać ok. 70km tygodniowo ale nie było mi to dane coraz częściej bolała noga, ostatecznie po biegu Pawła Lorensa i Jasia Adamczyka definitywnie podjąłem decyzję o odpoczynku na min. 3 tygodnie tak aby móc wystartować na "Wilczym Groniu" w Rajczy.
LUTY
Kontakt z fizjoterapeutą i dorobienie wkładek do butów dały pozytywny przypływ nadziei iż będzie lepiej, różne ćwiczenia na łydkę i "rozciąganie" Achillesa, dały dobry skutek. Noga, dalej coś tam odczuwałem ale było już ok. lekkie bóle po bieganiu. Biegałem raczej krótko tj. ok 2 - 4 km dopiero na Wilczym Groniu pobiegłem 15 km ale dużo było też momentów że szedłem np. pod górę. Bieg na lajcie.
Czas w tym biegu lepszy niż w zeszłym roku ale też warunki były lepsze prawie w ogóle nie było śniegu. Byłem 158 z czasem 1:41:42
Kolejne biegi to wybiegania tak w granicach 15 km wszystko pod zbliżające się zawody "Perun SkyMarathon" 42km i 2850m ale to dopiero w Maju. Przygotować się jakoś trzeba.
Marzec
Na początku marca wybraliśmy się tą ekipą która pobiegnie w maju czyli: Grześ, Mariusz - który z resztą pobija co róż wyniki na 10km i w Grand prix Tychów jest 2 w swojej kategorii.
Wybraliśmy ponownie Bielsko i taka pętla 25km a przewyższeń 1500m
Byłem zdecydowanie najsłabszym ogniwem zostawałem w tyle i praktycznie większość trasy biegłem sam, tak starałem się biec, ostatni podbieg żółtym szlakiem szedłem. 
Pod koniec marca już czułem się lepiej i zacząłem biegać więcej nawet w 3 treningach zrobiłem 61km w tym sporo podbiegów.
29.03. Wziąłem tatę na trening ja biegiem a On rower, coś przerzutki lekko podenerwowały tatę a jeszcze na domiar złego zgubił komórkę :(.
Kwiecień
Ponownie nie obfitował w bieganie bo przez cały miesiąc wybiegałem zaledwie 54 km. Przed świętami robiłem kilka wybiegań na wzniesieniu Wylkowyjskim.
Maj
Szalony pomysł narodził się wiedząc że start w Perunie jest za 2 dni. Wyjazd do Zakopanego tj. 01.05.2014 o godzinie 3:30 wyjeżdżałem z domu po Marcina i Grzesia ale poszedłem spać trochę przed 1.   Następnie zabieraliśmy Adama z Michałem i dołączyli Enek i Nędza. W Międzybrodziu był już Krzysiu i Romek.
Musieliśmy się podzielić ponieważ jechał z nami samochód techniczny i tak każdy zrobił jakiś trening na rowerze. Cała trasę przebyli Enek, Nędza i Krzysiu. Do Zakopanego w ciągu dojechali Marcin i Michał; Romek bez pierwszych 30km a Grzegorz na raty, jeszcze Adam do Jabłonki a ja tylko do Stryszawy. Powrót do Korbielowa zrobiliśmy tylko ja i Romek później na granicy dołączyli do nas Adam i Michał. Każdy zadowolony, no może nie ja bo złamana przerzutka, do Korbielowa jechałem na pożyczonym rowerze od Marcina za co bardzo mu dziękuję. Tak to wyglądało na zdjęciach:









Wszystko podporządkowane miało być pod cel jakim był "Perun" a wyszło jak wyszło.
03.05.2014, rano wyjeżdżamy ok. 6, ja jadę po Grzesia i później mówię żeby Grześ podgonił, jedziemy po Mariusza. Za oknami ciągle leje, w dodatku zimno i nieprzyjemnie a przed nami 42km biegu w ciężkich górskich warunkach. Ja zdecydowałem się na kijki z nordic, z myślą że pomogą mi przy podejściach. Bo przy moim przygotowaniu nie ma mowy o bieganiu. Na miejscu byliśmy trochę po 8 podeszliśmy do góry do biura i tu nie mała kolejka do rejestracji.

Bieg bardzo ciężki ale chłopaki poradzili sobie z nim bardzo dobrze, najlepiej wypadł Mariusz z czasem: 05:26:10 zajął bardzo dobre 85 m-ce tuż za nim był Jarek, Grześ wybiegał 142 m-ce z czasem 05:52:44
no cóż ja lekko mówiąc padaka zająłem 240 m-ce z czasem 06:41:13. 

Rowerowo - zima lekka to i rower był w modzie.
Generalnie treningi skupiały się na dojeździe do pracy i powrocie ew. wydłużone o kilka kilometrów. Po 3 miesiącach zimowych miałem przejechane nie całe 800km i przebiegnięte 265km.
Kwiecień
Tu już wyglądało trochę lepiej tzn. pojawiły się trasy dłuższe czyli 118km trasa Tychy - Wadowice - Tychy Kanonizacja wyjazd na mszę. Całkiem niezłe tempo:
Dzień wcześniej była czasówka w miejscowości Orzesze wypadłem na tle innych kolaży bardzo blado przedostatni w nowej kategorii wiekowej. Mając średnią prędkość w granicach 34km/h masakra.

Jak widać bardzo słabo wypadam na jakichkolwiek zawodach i stąd była decyzja żeby ten sezon był treningowy. Ale pojawiają się coraz to nowe wyzwania i tak już mam zaplanowane w najbliższym czasie starty:
Duathlon w Żyrowej na górze Św. Anny 4-18-4 - bieg _rower_bieg w dniu 24.05.2014
Pielgrzymka do Piekar w dniu 25.05.2014
Zaplanowany start MTB Beskidy Trophy 2014 w dniach 19.06-22.06 dziennie w granicach 60km w terenie. Masakra brr.
Triathlon Cross Tychy w dniu 06.07.2014
Nezmar SkyMarathon czechy w dniu 27.09.2014
Silesia Maraton K-ce w dniu 05.10.2014 i tu się zastanawiam co ja zrobiłem, najpierw wybrałem Silesię a w euforii także pokusiłem się na Nezmara a ostatnio uświadomiłem sobie że przerwa tydzień pomiędzy maratonami chyba nie jest za bardzo wskazana. tzn. za krótki czas na taki wysiłek. no ale cóż bierzemy to na klatę. W obecnej chwili to tyle mam do napisania. Wrócimy niebawem.

czwartek, 3 października 2013

Duathlon Koutyman 28.09.2013 - extrémní horský duathlon

Wg. organizatorów dystanse przedstawiały się następująco: 4,5 km běh –  44 km cyklistika –  13 km běh
Celkové převýšení: 3.491 m. w miejscowości Areál Kouty (Kouty nad Desnou).
Na zawody wybraliśmy się w końcu w dwójkę Jarek i Ja obaj reprezentowaliśmy 40-latka Tychy. Trasa samochodem niby fajna ale zajęła nam 3 godziny i dobrym posunięciem było wyruszenie o 5:00 rano. Start odbył się o 10:00 biegiem, który nam wyszedł niecałe 4 km o przewyższeniu ok. 200m. Na miejscu pojawiliśmy się tuż przed 9, tak więc mieliśmy czas na odebranie pakietu na spokojnie, przygotowanie siebie i roweru. Przed startem nerwówka no i oczywiście moje dolegliwości. Na linię startu przyszedłem na 2 minuty przed biegiem.
Wyszło jak wyszło, biegłem spokojnie bez przyspieszania na samym początku czas 17:47 plasował mnie w końcówce stawki, ale jest jeszcze rower i później ponownie bieganie więc spokojnie. Po mimo to miałem na biegu wysokie tętno.


Strefa zmian troszkę zajęła mi czasu zresztą jak zwykle na zawodach multisport. Wyruszyłem na trasę, której najbardziej się bałem, a to ze względu na to że raczej w tym sezonie jeździłem krótkie dystanse, ten nie należał także do długich ale przerażało 44km o przewyższeniu ok. 2000m. W sumie trasa rowerowa miała dystans 38 km a przewyższenie wynosiło ok. 1500m. Początek trasy pokrywał się z trasa biegową ale po 0,5km było w dół na ścieżkę asfaltową, która ciągła się i ciągła i tak przez 18 km ciągły podjazd na szczyt o wysokości 1360m npm. Piękne widoki a trasa podobna to tej która była w tym samym dniu czyli MTB BM Świeradów. Na dole góry zbiornik wodny i na szczycie także, stanowczo większy niż ten na górze Żar. Warto odwiedzić te rejony ponieważ Czesi tu zadbali o wszystko.
Po drodze asfaltowej nastąpił zjazd po terenie i tak okrążyliśmy górę z drugiej strony do górnej stacji kolejki na wysokości 1100m npm. gdzie na chwilę jechaliśmy także asfaltem. Po chwili trasa okazała swoje oblicze wjechaliśmy na trasę zjazdowa (stary czerwony szlak).

Przeżyłem coś pięknego, takiego zjazdu jeszcze nie miałem, lekka namiastka była kiedyś na trasie BM w Świeradowie. Szybki singiel z hopkami, korzeniami i kamieniami ale pięknie wyprofilowany, na youtubie są pokazane filmiki ze zjazdów.
Szybko do mety tzn. strefy zmian i po 2:15:13 wstawiłem rower do boksu i przeszedłem na bieg który miał wynosić 13km i to z ok. 1000m przewyższeń. Jak zwykle zakręciłem się trochę w boksie bo zacząłem biec z dętką w tylnej kieszonce, bo na trasie pożyczyłem jednemu zawodnikowi pompkę, który zresztą minął mnie na tym biegu. Wypiłem redbulla aby dodał mi skrzydeł i wyruszyłem na rzeź. Na początku biegłem ale na ostrym stoku przeszedłem do marszu do bufetu gdzie ponownie poświęciłem dobrą minutę, aby się nawodnić i przełknąć coś z suplementów. Po chwili lekkiego biegu przyśpieszyłem wyprzedzając jednego zawodnika by po chwili zwijać się z bólu nogi, złapał mnie skurcz gdzie po chwili minął mnie ten sam zawodnik i inny ten któremu pożyczyłem pompkę. Znów musiałem dojść do siebie powłócząc bolącą noga a na podbiegach przechodzić do marszu. Po kilku minutach zacząłem już normalnie biec ale spokojnie na podbiegach żeby znowu nie bolało. Wbiegliśmy pod kolejkę gdzie była jakaś kolejna trasa dla downhill-owców. Dobiegliśmy do szczytu gdzie był kolejny punkt odżywczy tam także zaopatrzyłem się w żele i nawodniłem się nutrend-em i dalej w drogą ale tym razem cały czas w dół. Zbiegałem dość ostrożnie tak żeby utrzymać pozycję, choć za sobą nikogo nie widziałem, przed widziałem ale dałem sobie spokój z gonieniem go. Nie chciałem żadnej kontuzji, z drugiej strony odpuściłem ale założenia na ten duatlon były takie żeby nie być ostatnim i żeby dobrze się bawić na trasie. Tak też było, czas z drugiego biegu wyszedł 1:17:25 a całość 3:50:25 co dało mi 30 miejsce open i 10 w kategorii wiekowej M3. W przyszłym roku przejdę do kategorii M4, może będzie lepiej ale tu byłoby 4 miejsce. 
Polecam każdemu te zawodu, ponieważ to są Czechy a oni lubią i kochają sport co przedstawia film na stronie Czeskiej Telewizji a tu poniżej link: